„Codziennie budzę się z uśmiechem
Czekają na nas Galapagos
I czeka na nas Santorini
Potrzebny mi tam tylko twój głos
Spokojny jak ci jogini”
Mróz, krótki dzień, pochmurno. Były takie miejsca w Polsce gdzie w całym grudniu było tylko 1,5 godziny słońca. Znaleźli się wśród nas buntownicy, niegodzący się z faktem, że sztormiaki wiszą na wieszakach. Postanowiliśmy spędzić sylwestra w jedyny słuszny sposób – w Grecji na żaglach. Zapraszamy na relację z Sylwestra na Cykladach
Część z nas wyruszyło dużo wcześniej decydując się na podróż busem. Był ku temu jeden jakże istotny powód – chęć skorzystania ze stoków narciarskich po drodze. Zatrzymaliśmy się więc na cały dzień w Bańsku w Bułgarii i oddaliśmy białemu szaleństwu.
Po aktywnym dniu na nartach wyruszyliśmy w dalszą drogę i następnego dnia byłyśmy już pod Atenami. 31 postawiliśmy żagle i wypłynęliśmy w kierunku Cyklad.
Opalanie się i kąpiel w morzu w sylwestra? Czemu nie.
Po kilku godzinach żeglugi przycumowaliśmy do nabrzeża Korissiy na wyspie Kea.
Ostatni dzień roku pożegnaliśmy na pobliskiej górze podziwiając zachodzące słońce, by następnie zejść nad wodę i oddać się szampańskiej zabawie. Niektórzy na pewno z ulgą żegnali stary rok. Z nadzieją witaliśmy nowy.
Poranki takie jak ten bywają trudne. Choroba morska niektórym szczególnie dała się we znaki. Ale nieustraszeni podjęliśmy dalszą żeglugę do naszego głównego celu jakim było Santorini.
Żeglowaliśmy cały dzień i całą noc. Wiatr nam sprzyjał i ładnie dął w żagle. Ci co pierwszy raz byli na morzu mieli okazję w końcu poznać co to fale, które przyjemnie nas kołysały (Ci co szczególnie cierpieli na chorobę morską tego dnia mieli zgoła mniej entuzjastyczne podejście do fal).
Dla wytrwałych nagrodą był chyba najpiękniejszy wschód słońca jaki było dane ujrzeć autorowi tych słów. Oto wznosiło się ono majestatycznie, przebijając się przez chmury, idealnie nad celem naszej podróży. Oczom naszym ukazywała Thira, szerzej znana pod nazwą Santorini.
Wyspa, którą na kawałki przełamał wybuch wulkanu sprzed ponad trzech tysięcy lat. Ten sam kataklizm spowodował zagładę cywilizacji minojskiej. Białe miasto na szczycie czarnej wulkanicznej góry z łatwością można by pomylić ze śniegiem, tak niesamowity to jest widok.
Zacumowaliśmy bezpiecznie jachty na boji opodal portu i wyruszyliśmy na miasto.
By dostać się z portu do miasta trzeba pokonać 600 stopni. Zajęło nam to jakieś pół godziny. Ci o słabszej woli skorzystali z miejscowej atrakcji jaką jest wjazd na mułach.
Samo miasto w grudniu sprawia wrażenie nieczynnego skansenu. Widać, że utrzymuje się ono prawie tylko i wyłącznie z turystyki. Niemniej widoki nadal zachwycały.
Po zwiedzaniu udaliśmy się z powrotem na jachty. Opuściliśmy port i na noc zatrzymaliśmy się na centralnej wysepce Santorini – Palea Kameni.
Nazajutrz udaliśmy się do gorących źródeł z których znany jest ten kawałek wulkanicznej skały. Wobec kończących się zapasów wody na łódkach nawet taki substytut ciepłej kąpieli jest miło widziany.
A zatem pożegnaliśmy Santorini i pożeglowaliśmy w kierunku Amorgos – wyspy słynącej choćby z tego, że była miejscem kręcenia scen do Wielkiego Błękitu Luca Bessona. Obejrzeliśmy z bliska wrak statku Olympia występujący w filmie.
Po krótkim postoju w porcie nieopodal, podczas którego uzupełniliśmy zapasy, ruszyliśmy ku kolejnej destynacji, czyli w stronę Syros na której to znajduje się stolica całych Cyklad – miasto Ermupoli.
Dotarcie na Ermupoli wymagało od nas wielogodzinnego przelotu. Miasto na wielu zrobiło o wiele lepsze wrażenie niż opustoszałe Santorini.
Czuć było, że nie jesteśmy w skansenie dla turystów, a w żywym mieście.
Załogi więc wyległy na keję i poczęły zwiedzać labirynty ulic.
Pożegnaliśmy wieczorem Syros i pożeglowaliśmy ku Attyce. Żmudna to była żegluga. Wiatr cichł, trzeba było halsować się między wyspamiDopiero o zmroku wiatr zaczął znowu przyzwoicie wiać około 4 bft. Niestety nadal trzeba było się halsować. Co gorsza pokonywaliśmy ruchliwy szlak, którym przepływały wielkie statki handlowe zmierzające z i do Turcji. Była to wymagająca noc dla tych co mieli wachty.
Nad ranem szczęśliwie dopłynęliśmy do Sounion i udaliśmy do świątyni Posejdona by podziękować bogowi mórz za pomyślną żeglugę
Ostatnią prostą rejsu pokonaliśmy na silniku i o rozsądnej porze zawitaliśmy znowu u bram miasta bogini mądrości. Tak zakończył się nasz rejs sylwestrowy.
O poranku dnia następnego rozjechaliśmy się. Jedni udali się na lotnisko, a inni wsiedli do busa, jakże radośni na myśl o ponad dobie podróży jaka ich czeka ( ; Niemniej warto było